wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdział 7

Na wstępie chciałabym przeprosić WSZYSTKICH których jakoś uraziłam rozmową na Gadu-Gadu, w szczególności Koniowatą, Sydney i Nikki. Ostatnio przechodzę bardzo trudną sytuację rodzinną, nie chciałam, żeby to tak wyszło. Bardzo chciałabym utrzymywać z Wami pozytywne relacje. 

Jeszcze raz: Przepraszam.

************************************************************************************************

~*~
Klaudia

Wchodzę do boksu Equito i całuję Kubę na powitanie w policzek.
-Teren?- pyta z uśmiechem na ustach.
-Już ci wczoraj mówiłam...
-Ja też ci wczoraj mówiłem- przerywa mi. Popycha mnie w stronę boksu Barona- Czyść i nie marudź.
Kręcę z dezaprobatą głową i idę do siodlarni po sprzęt. Zerkam przelotnie na siodło Lotario i widzę, że jest całe zabłocone. Wzruszam ramionami i wychodzę ze swoim rzędem. Wchodzę do boksu Barona i witam się z nim. Wręczam mu marchew, którą z przyjemnością chrupie i zabieram się za czyszczenie. Czasami odwraca głowę, by skontrolować co się dzieje z jego bokiem, a potem wraca do przeżuwania porannej porcji siana.
Gdy Kuba jest gotowy, zaczynam siodłać Barona. Mój sprzęt nie wygląda wiele lepiej. Ubierając wałachowi ochraniacze, obiecuje sobie, że pójdę z tą sprawą do Doroty.
-Jedziemy?- Kuba zakłada kask i poprawia koszule.
Uśmiecham się lekko i wyprowadzam konia z boksu.

~*~

Baron wyjeżdża z wody i galopuje w stronę następnej przeszkody. Pokonuje pagórek, nieco zwalnia przy zjeździe, aby po chwili znów przyspieszyć i bez problemu pokonać powalone drzewo, zastępujące nam stacjonatę. 
Kręcę woltę, bo czuję że tracę kontrolę i siadam mocno w siodło. Odchylam ramiona do tyłu i metodą 'przytrzymaj- popuść' zwalniam wałacha do wyciągniętego kłusa. Ma jeszcze tyle energii, że aż żal jej nie wykorzystać, wiem jednak, że co za dużo to niezdrowo.
Przechodzę do żwawego stępa i podjeżdżam w stronę Eqiuto. Kuba klaszcze, gdy w końcu podjeżdżam do niego. Kłaniam się teatralnie i oboje wybuchamy śmiechem. 
-Wracajmy już. Weronika będzie zła, że znowu ją zostawiłam. 
-Nie jest sama- prycha.
-Łukasz się nie liczy- pokazuje mu język i ruszam kłusem, by szybciej znaleźć się w stajni. 
Znajdujemy się mniej więcej dziesięć minut drogi od stadniny, więc decyduje się zwolnić do stępa. Klepie wałacha po szyi, a ten jak na zawołanie prycha głośno. 

~*~

-Aneta, zrób coś z tym.- podchodząc do gabinetu właścicielki stajni, słyszę głos Weroniki- Mój sprzęt jest regularnie zabierany, nie życzę sobie czegoś takiego. 
Kobieta odpowiada, ale nie słyszę jej słów. Staram się nie podchodzić zbyt blisko, by nie przyłapano mnie na podsłuchiwaniu. 
-Stajnia ma przecież swoje wyposażenie. Jeśli to się nie zmieni....
Chwilę jeszcze porozmawiały, a następnie Weronika wyszła. Pukam do drzwi gabinetu i po usłyszeniu 'proszę' wchodzę do środka.
-Cześć Klaudia- Aneta uśmiecha się na powitanie. Odpowiadam jej tym samym i zajmuje miejsce naprzeciwko niej.
-Mam do ciebie sprawę.
Wbija we mnie wyczekujące spojrzenie.
-Potrzebujemy z Baronem trenera.

*********************************************************************************************

2 komentarze:

  1. No nareszcie się doczekałam :) Rozdział super. Ta Aneta, to mnie wkurza. Myśli, że wszystko jej wolno :D Z niecierpliwością czekam na kolejna notkę, która mam nadzieje, że pojawi się szybko :) No nic pozdrawiam i zapraszam do mnie: http://jusza-love.blogspot.com/ nie tak dawno pojawiła się nowa notka i jeśli to Was interesuje, to możecie zerknąć :) Ostatnio też stworzyłam nowego bloga chcecie to wpadajcie :)
    http://fryzury-julii.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Aneta mnie irytuje ;/
    Rozdział jest świetny, czekam na kolejny ;)
    Pozdrawiam i zapraszam
    pomimowszystkokocham.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń