~*~
Klaudia
Siedzę w autobusie, tuż obok mnie jest Weronika. Skłamałabym gdybym powiedziała, że jest mi żal Anety. Myślę, że po tym wszystkim co zrobiła koniom i nam, jak najbardziej jej się należy. Obawiam się tylko, że jeśli Dorota nie zgodzi się na trenowanie mnie, to moją ostatnią deską ratunku zostanie Aneta. A przecież nie wiadomo, czy zdąży wyjść ze szpitala i wyzdrowieć.
Autobus zatrzymuje się na naszym przystanku. Zbieramy wszystkie rzeczy i wysiadamy. Zaczyna kropić.
-Jak myślisz?- słyszę nagle własne słowa- Bardzo z nią źle?
Mierzy mnie zdziwionym spojrzeniem.
-Martwisz się o nią?- pyta.
Kręcę głową.
-Po prostu pytam.
Zastanawia się chwilę.
-Nie wiem. Mam nadzieje że tak, bo wtedy Dorota będzie musiała znaleźć zastępstwo. Założę się że i tak nie znajdzie nikogo, więc sama będzie prowadzić jazdy.
-Albo je odwoła- zauważam. Chce wierzyć, że Wera ma racje, ale świetnie znamy Dorotę. Musiałoby się stać coś naprawdę bardzo poważnego, a wiemy przecież że wstrząs mózgu nie będzie wystarczający.
Reszta drogi mija nam w ciszy.
Żegnamy się przy domu przyjaciółki. Musze przejść jeszcze kawałek drogi. Tym razem sama.
Brakuje mi Kuby. Nie widzimy się zaledwie pół godziny, a ja już tęsknie. Weronika powiedziałaby że to obsesja, ale to nie jest prawda. Po prostu mi na nim zależy. Bardzo się zżyliśmy. Nie wiem jak on, ale ja nie wyobrażam sobie życia bez niego.
Wchodzę do domu, krzyczę mamie "cześć" i ruszam na górę do swojego pokoju. Kładę plecak na ziemi i wskakuję pod prysznic. Zmywam z siebie trud i zmęczenie całego dnia, zakładam czystą piżamę i wychodzę.
W pokoju siedzi Kuba.
-A ty tu co?- dziwię się.
-Przyszedłem. Nie mogę?- pyta niewinnie.
-Jasne że możesz.
Siadam mu na kolanach i przez chwilę trwamy w milczeniu.
-Będziesz jutro w stajni?
Kiwa głową.
-Znowu teren?- ten zadziorny uśmiech na widok którego drży mi serce. Muszę mu jednak odmówić.
-Powinnam poćwiczyć z Baronem na ujeżdżalni- mruczę niezadowolona. Wiem że będzie niepocieszony, ale nie mam wyboru.
-Cały tydzień z nim ćwiczysz na ujeżdżalni- zauważa.
-Jeśli chcę dobrze wypaść na zawodach, muszę ćwiczyć.
-Przypomnij mi: idziesz na crossa?
Kiwam głową.
-Z tego co mi wiadomo, toru nie da się zrobić na ujeżdżalni- uśmiecha się znowu.
-Spadaj szujo- odpycham go lekko i siadam obrażona na łóżku. Wygrał.
Przez chwilę siedzimy w ciszy. Podchodzi do mnie, całuje mnie na pożegnanie i wychodzi.
~*~
Wiem jednak że mój dobry humor za niedługo minie. Tata nie wrócił na noc do domu. Przeczuwałam to już wcześniej. Tym razem, uświadomił mi to płacz mamy. Wiem jednak że teraz nic z tym nie zrobię.
Jem lekkie śniadanie, biegnę do góry ubrać się w rzeczy jeździeckie. Piszę esemesa do Wery, z pytaniem czy idzie do stajni, pakuję sprzęt i wychodzę z domu.
Teraz liczy się tylko Baron.
*******************************************************
Kodeline coś kiepsko idzie, ale ja napisałam :)