Jedziemy
spokojnym stępem po leśnej drodze. Konie parskają, słychać odgłosy stawiania
ich kopyt na ziemi. Jest spokojnie, przyjemnie, cicho.
-Jeszcze
tylko miesiąc- zauważa Kuba i nachyla się żeby poklepać Equito po karej szyi.
Nie odpowiadam.
Wie co o tym sądzę, nie musze mu nic tłumaczyć. Zbyt dużo przepłakanych nocy.
Zbyt dużo telefonów o północy. Zbyt dużo wymienionych esemesów, by nie wiedział
co o tym myślę.
-Za niedługo
są zawody w crossie- próbuje zwrócić moją uwagę- Zamierzasz wziąć udział?
-A myślisz
że jesteśmy gotowi?- przez ‘my’ mam na myśli siebie, bo zdaję sobie sprawę z
tego że Baron jest perfekcyjnie przygotowany. Uwielbia crossy i skoki przez
przeszkody.
-Myślę, że
tak- uśmiecha się lekko. Oczywiście. Zawsze powie to samo. Nie przyjmuje do
wiadomości mojej samokrytyki.
-Ja nie
jestem o tym przekonana. Powinnam wziąć parę lekcji, ale Aneta raczej za mną
nie przepada.
-Ona za
nikim nie przepada.
-Z wzajemnością.
Parskamy
śmiechem i ruszamy energicznym kłusem.
-Może Dorota
Cię przygotuje?
-A czy ona
przypadkiem nie przygotowuje Ciebie?
-Nie
startuję w zawodach- burczy i przechodzi w galop. Wiem co to oznacza.
Wyścig.
Mój umysł
jest tak chętny wrażeń, że zapominam zapytać chłopaka dlaczego się wycofuje.
Wiem że jeśli będzie chciał, sam mi o tym powie. Muszę jedynie uzbroić się w
cierpliwość.
Również
przechodzę do galopu. Robię półsiad, luzuje nieco wodze. Baron już wie co to
oznacza. Świetnie zna te znaki. Wyrywa się, przyspiesza i już po chwili
jesteśmy na równi z Equito.
Nie
odpuszczamy. Ciągle się ścigamy. Wiem że oby dwa ogiery mogłyby tak galopować
jeszcze długo, długo- dawno nie były już w terenie. Poza tym uwielbiają się
ścigać, szczególnie ze sobą. W końcu klepię Kubę w ramię i zwalniamy do
szybkiego kłusa. Powoli się ściemnia.
-Wracamy?
Kiwa głową. Na
polanie robimy ogromne koło, i wracamy tą samą ścieżką, którą przyjechaliśmy.
Szybki kłus zmieniliśmy w wolny trucht a następnie mulasty stęp. Kocham takie
tereny niemal tak samo jak Barona. Trzymamy się za ręce z Kubą, ale nic nie
mówimy, bo po co. Jest dobrze tak jak jest.
Gdy
dojeżdżamy do stadniny jest już kompletnie ciemno. Na drodze świecą się
latarnie, a ze stajni dochodzą odgłosy karmienia koni. Zeskakujemy, luzujemy
popręgi i wracamy z podopiecznymi do boksów.
Spokojnie
rozczyszczam siwuska, nagradzam marchewką i odnoszę sprzęt do siodlarni.
Wszystko byłoby w porządku gdyby nie blada jak ściana Weronika w środku.
-Aneta, jest
w szpitalu._______________________________________________________
Cieszę się że się podoba :-)
Dzisiaj nie mam jakiejś szczególnej weny na pisanie dopisku ode mnie, odsyłam Was zatem do notki Kodeline, która pojawi się za niedługo :p
Fajnie :) Ciekawe, co stało się Anecie...?
OdpowiedzUsuńMogłybyście na górze rozdziału pisać osobę, z której strony jest narracja? Niby widać autorkę, ale i tak, tak by było przejrzyściej ;)