czwartek, 7 listopada 2013

Rozdział 3

Jedziemy spokojnym stępem po leśnej drodze. Konie parskają, słychać odgłosy stawiania ich kopyt na ziemi. Jest spokojnie, przyjemnie, cicho.
-Jeszcze tylko miesiąc- zauważa Kuba i nachyla się żeby poklepać Equito po karej szyi.
Nie odpowiadam. Wie co o tym sądzę, nie musze mu nic tłumaczyć. Zbyt dużo przepłakanych nocy. Zbyt dużo telefonów o północy. Zbyt dużo wymienionych esemesów, by nie wiedział co o tym myślę.
-Za niedługo są zawody w crossie- próbuje zwrócić moją uwagę-  Zamierzasz wziąć udział?
-A myślisz że jesteśmy gotowi?- przez ‘my’ mam na myśli siebie, bo zdaję sobie sprawę z tego że Baron jest perfekcyjnie przygotowany. Uwielbia crossy i skoki przez przeszkody.
-Myślę, że tak- uśmiecha się lekko. Oczywiście. Zawsze powie to samo. Nie przyjmuje do wiadomości mojej samokrytyki.
-Ja nie jestem o tym przekonana. Powinnam wziąć parę lekcji, ale Aneta raczej za mną nie przepada.
-Ona za nikim nie przepada.
-Z wzajemnością.
Parskamy śmiechem i ruszamy energicznym kłusem. 
-Może Dorota Cię przygotuje?
-A czy ona przypadkiem nie przygotowuje Ciebie?
-Nie startuję w zawodach- burczy i przechodzi w galop. Wiem co to oznacza.
Wyścig.
Mój umysł jest tak chętny wrażeń, że zapominam zapytać chłopaka dlaczego się wycofuje. Wiem że jeśli będzie chciał, sam mi o tym powie. Muszę jedynie uzbroić się w cierpliwość.
Również przechodzę do galopu. Robię półsiad, luzuje nieco wodze. Baron już wie co to oznacza. Świetnie zna te znaki. Wyrywa się, przyspiesza i już po chwili jesteśmy na równi z Equito.
Nie odpuszczamy. Ciągle się ścigamy. Wiem że oby dwa ogiery mogłyby tak galopować jeszcze długo, długo- dawno nie były już w terenie. Poza tym uwielbiają się ścigać, szczególnie ze sobą. W końcu klepię Kubę w ramię i zwalniamy do szybkiego kłusa. Powoli się ściemnia.
-Wracamy?
Kiwa głową. Na polanie robimy ogromne koło, i wracamy tą samą ścieżką, którą przyjechaliśmy. Szybki kłus zmieniliśmy w wolny trucht a następnie mulasty stęp. Kocham takie tereny niemal tak samo jak Barona. Trzymamy się za ręce z Kubą, ale nic nie mówimy, bo po co. Jest dobrze tak jak jest.
Gdy dojeżdżamy do stadniny jest już kompletnie ciemno. Na drodze świecą się latarnie, a ze stajni dochodzą odgłosy karmienia koni. Zeskakujemy, luzujemy popręgi i wracamy z podopiecznymi do boksów.
Spokojnie rozczyszczam siwuska, nagradzam marchewką i odnoszę sprzęt do siodlarni. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie blada jak ściana Weronika w środku.
-Aneta, jest w szpitalu.

_______________________________________________________
Cieszę się że się podoba :-)
Dzisiaj nie mam jakiejś szczególnej weny na pisanie dopisku ode mnie, odsyłam Was zatem do notki Kodeline, która pojawi się za niedługo :p

1 komentarz:

  1. Fajnie :) Ciekawe, co stało się Anecie...?
    Mogłybyście na górze rozdziału pisać osobę, z której strony jest narracja? Niby widać autorkę, ale i tak, tak by było przejrzyściej ;)

    OdpowiedzUsuń